Tym razem trafiłam do Meksyku… Co motywuje mnie, by podróżować i być stale w ruchu...? Dlaczego ryzykuję? Dlaczego piszę? I co robię, że spotykam na swojej drodze tak cudownych ludzi? Odpowiedzi na te czy inne pytania znajdziecie, śledząc mojego bloga… Razem ze mną uwierzycie, że niemożliwe jest możliwe, a marzenia się spełnia! Zapraszam serdecznie, Aleksandra Grzymkowska

niedziela, 29 marca 2015

Oczy szeroko otwarte...

Przez pobyt w innej strefie czasowej, gdy jecie obiad, ja parzę poranną kawę, a gdy ja jestem w trakcie el almuerzo (z hiszp. obiad, lunch), wy kończycie dzień. Troszkę się pogmatwało z naszą komunikacją, ale jak widzicie, wspólnie dajemy radę! Wczoraj, kiedy zapewne większość z Was kładła się już do łóżek, ja postanowiłam pobiegać. Przyznam się, złapałam dużego lenia, który usiadł mi na ramieniu i ciągle powtarzał: „pobiegasz jutro, dziś nie musisz…”. Otóż nie! Właśnie musiałam. Podobno jeśli coś przekładasz, będziesz na 99% przekładał to w nieskończoność. A Twoje „jutro” stanie się najbardziej zajętym dniem w roku. Bo codziennie jest przecież jutro.


Przerwałam pracę. Szybko, choć z lekkim przekąsem, wskoczyłam w strój do biegania i po kilku ćwiczeniach rozciągających wystartowałam. Musicie uwierzyć! Biegłam maksymalnie pięć minut, gdy na drodze znalazłam… Pieniążek! Leżał taki maleńki i błyszczał, ściągając na siebie uwagę. I co w tym dziwnego? Zaskakującego? Posłuchajcie, trafiam na nie tylko wtedy, kiedy szukam odpowiedzi na dręczące mnie pytanie lub zastanawiam się, czy decyzja, jaką podjęłam jest słuszna. O czym myślę od kilku dni? Co planuję? Jakie zmiany chcę wdrążyć w swoje życie? Nie pomyślcie tylko, że znudziłam się Meksykiem. Skądże znowu! Hmm… Na razie – wybaczcie – zatrzymam nowinę w tajemnicy.


Takich drobiazgów, które są świetnymi drogowskazami oraz stale przynoszą szczęście, życzę Wam wszystkim! Jak najwięcej… Ale pamiętajcie, zawsze musimy mieć oczy szeroko otwarte.


Zapraszam również na moją stronę na Facebooku: 

niedziela, 22 marca 2015

By podróżować...

Znaleźć się między niebem a ziemią. Trwać w rzeczywistości, spełniając marzenia. Walczyć pasją, chować strach, brać wszystko, co niesie los i poznawać to, co do dziś było obce. Kochać, być wdzięcznym, dziękować. I jak najwięcej śnić. Bo to sny najczęściej zabierają w niezapomniane dalekie podróże…
  

wtorek, 17 marca 2015

Bo w kupie raźniej. Przecież wiesz

Dzwoni budzik. Piąta rano. Włączam po omacku drzemkę. Nadsłuchuję, ptaki już śpiewają. Otwieram oczy. Patrzę na obraz za oknem. Na dworze ciemno… I zimno. Raz, dwa, trzy – wychodzę spod kołdry. Idę do kuchni. Włączam ekspres do kawy i przechodzę do salonu. Odpalam komputer. Są e-maile, są te od Ciebie. Siadam i czytam. Senność pomału odchodzi. Do głowy napływają nowe pomysły. Notuję wszystkie. Ty – moja inspiracja. Człowiek, którego nigdy nie spotkałam, a czuję, że tak dobrze Cię znam. Bo Ty mnie poznałeś. Mój umysł, który zaprosił do środka. Co dziś będzie? Co zaplanuję? Ja, książka, moja praca. I wiem, gdzie idę, dokąd zmierzam. Czuję, że jestem. Że żyję. 



Każdy kocha coś robić. Jedni uwielbiają rysować, drudzy śpiewać, tańczyć. Są tacy, którzy piszą i tacy, którzy czytają. Mamy pasję. Mamy też marzenia. Jaka różnica? Czy w ogóle jest jakaś różnica? Oczywiście, że jest! Robiąc to, co kochamy, czyli realizując swoje pasje, biegniemy ku największemu i jesteśmy na drodze w spełnianiu marzeń. Takie to proste. Nieprawdaż? A jednak momentami, aż boli… Trzeba zrezygnować z pewnych beztroskich chwil, czasem z dnia wolnego od codziennej pracy. Potwornie wcześnie rano wstać albo zarwać noc. Ech, tak błogo mogliśmy spać. Zadeklarowałabym, że nie martw się, efekty będą zadowalające. A Ty wtedy krzyknąłbyś, że żadnej nowości nie powiedziałam... 
    

Jest Ci ciężko? Jeśli jest, wybrałeś dobry cel. I wtedy nie możesz się poddać. Za żadne skarby! Długo to trwa? Bądź cierpliwy! Nie wychodzi? Próbuj. Za trzecim razem się uda. Nie słuchają Cię inni? Widocznie za mało zrobiłeś. Jesteś sam? To szukaj! Na pewno ktoś potrzebuje takich pięknych działań, jakie robisz. Pamiętasz Projekt Przecież wiesz? Dziewiętnaście osób i jeden kot. Teraz wiesz, jakie hasło rzucę w Twoją stronę? W kupie raźniej! Tylko posłuchaj, po pierwsze: szczerość, po drugie: zawziętość, po trzecie: zwycięstwo. Bądź szczery wobec innych. I uparcie dąż do tego, co wydaje się nieosiągalne. A z myślą, że wygrasz, nie rozstawaj się. Bo wygrasz. Przecież wiesz.

    
Podziękowania pełne uśmiechu kieruję do Oli Bernackiej za portret jednej z bohaterek mojej książki. 
Olu! Pomyślności i spełnienia...

wtorek, 10 marca 2015

Ani pieniędzmi, ani stresem…

Podekscytowana wpadłam do sypialni, złapałam kurtkę i równie szybkim krokiem pomaszerowałam po schodach w dół. Stanęłam koło wyjścia. Poprawiłam włosy, wrzuciłam błyszczyk do torby i upewniłam się czy mam bilet. Wybiegłam z domu. Dzisiejszy wieczór miałam spędzić inaczej. Uwielbiam to, co jest mi jeszcze nieznane. – ¡Aleks! ¡Vamos al partido! (z hiszp. Aleks! Idziemy na mecz!) – usłyszałam, kiedy przekręcałam klucz w drzwiach. Odwróciłam się i z promiennym wyrazem twarzy wskoczyłam do auta, którym przyjechały moje znajome.



Byliście kiedyś w miejscu, gdzie nie znaliście nikogo? W sytuacji, kiedy z jednej strony stajesz się bardziej ostrożnym niż na co dzień, a z drugiej otwierasz na tyle szeroko swoje serce i umysł, by zaprosić jak największą liczbę osób. I najlepiej jak najszybciej. Bo daleko od domu zawsze czujesz jakiś brak… Na jednym ze spotkań z Czytelnikami powiedziałam, że odziedziczyłam po mamie pewną wspaniałą cechę – przyciągam ludzi. Łatwo nawiązuję kontakt. Szybko też obdarzam ludzi zaufaniem. Czy wtedy ryzykuję? A czymże byłoby nasze życie bez ryzyka?


Zajęłyśmy miejsca. Idealne! Super widok na całe boisko. Moja znajoma z Kolumbii a druga z Meksyku kilkakrotnie zapytały czy todo bien (z hiszp. wszystko dobrze). Oczywiście, że dobrze! Jak mogło być inaczej?! Usłyszałyśmy gwizdek sędziego rozpoczynający mecz. Na stadionie klubu Santos podniosła się przyjemna dla ucha wrzawa. Czy mam szczęście do ludzi? Nie zaprzeczę. Zawsze też potrafiłam znaleźć się w odpowiedniej chwili i miejscu. Dlaczego? Zakładam, że drugi człowiek może być moim przyjacielem, nie wrogiem. I dużo się uśmiecham. Bo za to nic nie płacę. Ani pieniędzmi, ani stresem…


czwartek, 5 marca 2015

Niewidoczne jest widoczne

Wzięłam kolejny kęs sałatki owocowej. Tym razem trafiłam na coś kwaśnego i automatycznie zmrużyłam oko. Po chwili uśmiechnęłam się mimowolnie. Podczas śniadania wróciłam myślami do mamy, taty i siostry – do najwspanialszego domu na świecie, jaki od początku wspólnie tworzymy. Ale dziś jest Meksyk, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Wszystko inne, niepoznane jeszcze i nadal niewiadome… Czy zdążyłam już zatęsknić? Wydaje mi się, że natłok nowości, sytuacji bądź osób nie daje wolnej przestrzeni dla tęsknoty. Oczywiście pozostaję myślą przy tych wszystkich, którzy są tam, a nie ze mną tutaj.


Mimo pewnego rodzaju podniecenia, związanego z obecnością w nowym miejscu, niedzielę pragnęłam spędzić po swojemu – tak, jak nauczyła mnie tego mama. Dziś najważniejszy był wspólny posiłek, chwila dla siebie i modlitwa. Jak się później okazało, plan był dobry, a jego realizacja nietrudna. Nowo poznani znajomi zorganizowali samochód, i udaliśmy się na wycieczkę połączoną z obiadem. Nie pytałam, gdzie dokładnie jedziemy. Dość kręta droga, prowadząca w górę, z postawionymi co kilkanaście metrów krzyżami, zdradziła jednak dokąd zmierzmy – Cristo de las Noas, druga co do wielkości figura Chrystusa w Ameryce Łacińskiej.


Zaparkowaliśmy auto. Wyszłam i stanęłam jak osłupiała. Ogarnął mnie stan przyjemnego ożywienia. Poczułam się w pełni szczęśliwa. Odwróciłam głowę i spojrzałam na niekończącą się panoramę wyblakłego miasta… Ścisnęłam swój amulet, który od początku trzymałam w garści, chcąc znaleźć moment tylko dla siebie. Podeszłam do barierki. Najbliżsi – miłość… Moje życie, walka, cierpienie, radość i wygrana – wiara. I nadzieja – ta na pomyślny każdy następny dzień. Posłuchajcie, to, co nie jest widoczne dla oczu, zawsze jest widoczne dla naszych serc. Bez względu kiedy i gdzie jesteśmy...


niedziela, 1 marca 2015

One afternoon in Paris

Błyskawicznie podniosłam powieki. Potrzebowałam kilka sekund, by uświadomić sobie, gdzie jestem i co właściwie tutaj robię. Samolot, strajk pracowników lotniska, opóźniony lot, brak czasu na zmianę samolotu… Customer service i finalnie – noc w Paryżu. Nie miałam odwagi wyściubić nosa spod kołdry, przez okno, którego nie zamknęłam przed snem, wpadało chłodne powietrze. Wysunęłam dłoń, złapałam tablet, odblokowałam i szybko znalazłam utwór Vanessy Paradis. „Il y a lalala.Si l'on prenait le temps Si l'on prenait le temps. Il y a là la littérature. Lemanque d'élan. L'inertie, le mouvement…”


W ciągu paru minut wyskoczyłam żywiołowo z pościeli. Prysznic, make up, pozbieranie porozrzucanych wczoraj rzeczy. Potem śniadanie i kawa ze słodką francuską bułeczką. Szybko połączyłam się z internetem. Wyszukałam, czym najlepiej jest trafić do centrum Paryża i już za chwilę prężnym krokiem maszerowałam w stronę Musée du Louvre. Weszłam na plac, na którym usytuowane były przeszklone piramidy. Odwróciłam się. Starałam się ogarnąć wszystko, co było w zasięgu mojego wzroku. Wnet zobaczyłam dumnie stojąca wieżę Eiffla. Z wrażenia, a dokładniej z podekscytowania, usiadłam…


Z trudem przeczytałam na szyldzie – Pré Aux Clercs… – i bez wahania zajęłam miejsce przy stoliku. Zamówiłam café, wcisnęłam słuchawki do uszu i włączyłam piosenkę, która towarzyszyła mi od rana! Nie możemy zakładać, że wszystkie sprawy ułożą się po naszej myśli w najdrobniejszych szczegółach. Zawsze powinniśmy być przygotowani, że coś innego się wydarzy. Czy będzie to komplikowało nasze plany? Oczywiście, że tak! Musimy jednak przyjąć, że nie ma drogi bez pomyślnego wyjścia i na pewno ułoży się podobnie, a nawet lepiej, niż planowaliśmy. Spójrz, mój lot się opóźnił, ale dzięki temu utrudnieniu spędziłam urocze popołudnie w Paryżu...