Podekscytowana wpadłam do
sypialni, złapałam kurtkę i równie szybkim krokiem pomaszerowałam po schodach w
dół. Stanęłam koło wyjścia. Poprawiłam włosy, wrzuciłam błyszczyk do torby i
upewniłam się czy mam bilet. Wybiegłam z domu. Dzisiejszy wieczór miałam spędzić
inaczej. Uwielbiam to, co jest mi jeszcze nieznane. – ¡Aleks! ¡Vamos al partido!
(z hiszp. Aleks! Idziemy na mecz!) – usłyszałam, kiedy przekręcałam klucz w
drzwiach. Odwróciłam się i z promiennym wyrazem twarzy wskoczyłam do auta,
którym przyjechały moje znajome.
Zajęłyśmy miejsca. Idealne! Super
widok na całe boisko. Moja znajoma z Kolumbii a druga z Meksyku kilkakrotnie
zapytały czy todo bien (z hiszp. wszystko dobrze). Oczywiście, że dobrze! Jak
mogło być inaczej?! Usłyszałyśmy gwizdek sędziego rozpoczynający mecz. Na
stadionie klubu Santos podniosła się przyjemna dla ucha wrzawa. Czy mam szczęście do
ludzi? Nie zaprzeczę. Zawsze też potrafiłam znaleźć się w odpowiedniej chwili i
miejscu. Dlaczego? Zakładam, że drugi człowiek może być moim przyjacielem, nie
wrogiem. I dużo się uśmiecham. Bo za to nic nie płacę. Ani pieniędzmi, ani stresem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz