Ekstrawertyczka? Ciekawi mnie otaczająca rzeczywistość, lubię poznawać nowych
ludzi, nawiązywać kontakty oraz utrzymywać stałe relacje. Coś w tym jest! Choć
z psychologią nie jestem silnie związana, abym mogła pewnie odnaleźć odpowiedni
termin określający moją osobę. Wygooglujmy… ‘Extra’ znaczy zewnątrz, ‘vertere’
to zwracać się (łac). Otwarta, spontaniczna i przyciągająca niczym
magnez. Wszystko pasuje! Jak najbardziej. Ale…
Natłok obowiązków, ciągły brak czasu
na to, co zaplanowaliśmy, stale przeciążony jutrzejszy dzień sprawia, że nasza
podświadomość – a może już świadomość – poszukuje chwili tylko dla siebie,
ucieczki przed tym, co otacza, przed hałasem i idealnie znaną monotonią. Wypatrujemy
dużego znaku STOP, by zatrzymać się. Już nawet nie zwolnić, tylko stanąć. By wyłączyć
wszystko wokół i usłyszeć wytęsknioną ciszę… Bo bez względu jak dobrze czujemy
się w kontaktach z innymi, jak świetnie wykonujemy pracę, jak płynnie
przepływamy przez wszystkie czynności domowe, potrzebujemy chwili wyłącznie dla
siebie.
Posłuchajmy tego… W jednym z
e-maili, które od Was dostaję (cudownych e-maili), dowiedziałam się, że Czytelniczka
mojej książki pewnego dnia obudziła się i postanowiła odstawić całą codzienność na bok, i
spędzić dzień tak, jak sobie zapragnęła. Dodatkowo oznajmiła, że kończy z
bezsensownym zamartwianiem się i do pracy chodzi na późniejszą godzinę. Do
jedenastej rano ma czas na kawę, na coś, o czym zawsze marzyła. Teraz jej mąż
zaczyna wcześniej dzień, by wyrobić się ze wszystkimi obowiązkami w firmie. Ale,
ku jeszcze większemu zaskoczeniu, nie przeszkadza mu to, bo patrzy na szczęśliwszą
żonę…
Weźmy przykład! I zorganizujmy
sobie czas. Przecież jesteśmy genialnymi kreatorami planu dnia, ewidentnie mamy to we krwi. Zaplanujmy
wszystko i podarujemy sobie nawet kilka minut bycia samemu. Nie musimy na
tydzień uciekać z domu. Wystarczy, że o sobie pomyślimy, usiądziemy w fotelu
czy na ławce w ogródku, posłuchamy, co szepczą nasze serca i czego oczekują zmęczone
umysły. I uwierzmy, że to, co dajemy innym, dla nas również okaże się wspaniałe.
Mazatlán – miasto w zachodnim Meksyku nad Oceanem Spokojnym.
Jest określane jako „Perła Pacyfiku” ze względu na piękne plaże, z czym w pełni
się z tym zgadzam! Skorzystałam z okazji i będąc na wyjeździe, odseparowałam
się od wszystkiego… Teraz nadrabiam zaległości, wracam do ludzi, z którymi
współpracuję, piszę książkę o nich i dla nich, dla Was, odpisuję na e-maile, rozmawiam z
bliskimi… Ale, nie ukrywam, zastanawiam się nad kolejną możliwością. Na razie idę
po prostu biegać, kiedy czuję potrzebę poświęcenia się wyłącznie temu, co mówi
serce i podpowiada rozum. Taki czas dla mnie. Tylko dla mnie. I jestem przekonana, że taka postawa w żadnym
wypadku nie ma związku z chęcią przebywania w nieustannej samotności…
Z najserdeczniejszym pozdrowieniem dla mamy
Asi. Uśmiechu i miłości!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz